Początek grudnia, a ja lepię pierogi. Napełniam dom moim ukochanym zapachem grzybów i jest to dla mnie pierwszy sygnał, że święta już naprawdę niedługo.
Przyznam się bowiem, że przynajmniej połowę pierogów zamrażam. W wigilijny wieczór wyciągnę tylko torebkę z zamrażalnika, wrzucę zawartość na osolony wrzątek i wyłożę jeszcze ciepłe na stół.
I wiem, że uszka wyglądają bardziej elegancko, ale samo zrobienie pierogów zajmuje tyle czasu, że myśl o dodatkowym wysiłku przy ich lepieniu wydaje mi się wstrętna.
Składniki:
(na około 40 sporych pierogów)
ciasto:
400 g mąki
duża szczypta soli
¾ szklanki gorącej wody
1 łyżka oleju
farsz:
80 g suszonych grzybów
1 nieduża cebula
sól, pieprz
olej lub masło do smażenia
Sposób przygotowania:
Jak zwykle przy suszonych grzybach zaczynam od ich namoczenia, przynajmniej kilka godzin wcześniej, albo po prostu poprzedniego dnia. Czasami wskazane jest wcześniejsze ich opłukanie, bo można poczuć piasek między zębami. Potem przez około pół godziny (chyba tyle, bo jeszcze nigdy nie sprawdziłam tego dokładnie) obgotowuję je w wodzie, w której się moczyły.
Cebulkę bardzo drobno siekam i podsmażam na średnim ogniu z odrobiną soli i pieprzu. Dokładam obgotowane i pokrojone na mniejsze kawałki grzyby, doprawiam (nadzienie może, a nawet powinno mieć zdecydowany smak) i duszę jeszcze kilka minut. Najlepiej po prostu spróbować, czy już są dobre.
Gdybym miała maszynkę, to w tym momencie pewnie bym zmieliła farsz, ale że nie mam, to wystudzone grzyby wykładam na dużą deskę i dokładnie siekam nożem. Można naturalnie użyć blendera, ale mi nie przeszkadzają większe kawałki grzybów w pierogach. Oczywiście zmielony farsz da się ładnie uformować w kulkę i pierogi lepi się wówczas wygodniej.
Teraz ciasto. Przesiewam mąkę do miski, mieszam z solą i powoli wlewam gorącą wodę mieszając zawartość łyżką. Dolewam olej i jeszcze trochę mieszam, a gdy już mogę bezpiecznie włożyć ręce, wykładam na stolnicę i zagniatam ciasto. Zajmuje mi to przynajmniej dziesięć minut i bardzo żałuję, że tym razem nie ma w domu męża, który z pewnością zrobiłby to przynajmniej tak dobrze jak ja, jeśli nie lepiej.
Przykrywam ciasto ścierką i odstawiam na około pół godziny.
Rozwałkowuję cienkie ciasto i wykrawam krążki. Na każdy nakładam farsz, dokładnie zlepiam brzegi. Układam na posypanej mąką desce i jeśli mają chwilę poleżeć, to przykrywam ściereczką, żeby nie obeschły.
Wrzucam partiami na gotującą się osoloną wodę i gotuję 2-3 minuty od wypłynięcia, zależy od grubości ciasta. Najlepiej jest zawsze wyjąć jednego używając łyżki cedzakowej i spróbować, czy już jest dobry.
Pierogi do zamrożenia wkładam na kilka godzin do zamrażalnika rozłożone tak by się nie stykały i dopiero potem pakuję do woreczków foliowych. Mrożone pierogi gotuje się odrobinę dłużej niż świeże.
środa, 2 grudnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
a nie wiesz czy takie obgotowane można mrozić ? tzn wiem mrozić można wszystko ale czy po rozmrożeniu nie są blle? bo ja to lubię smażone a w wigilię to byłoby mniej roboty :-)
OdpowiedzUsuńNigdy nie próbowałam. Podobno można, niektórzy nawet twierdzą, że powinno się je wstępnie obgotować.
OdpowiedzUsuńObawiam się jednak, że najlepszą metodą rozmrażania pierogów jest wrzucenie ich do gotujące się wody, więc na jedno wychodzi :)
ciasto pycha!
OdpowiedzUsuńprawie jak mojej Mamy :-)
tylko nie lubię w przepisach słów "szczypta,ciut ,odrobina":D:D:D no i za mała szczypta soli była ale że pierogi na słodko były więc spoko
Duża szczypta ;))
OdpowiedzUsuńJa robię wyraźnie ostre i słone nadzienie, więc mi nie przeszkadza mała ilość soli. Zresztą akurat sól dość mocno ograniczam od kilku lat.