Za to ciastka wyszły rewelacyjne. Kruchutkie, puszyste i rozpływające się ustach. Mąż nawet nie zauważył, kiedy zjadł cały talerz.
A przepis pochodzi z Zeszytu Pani Urbańskiej, z naszej domowej Świętej Księgi Cukiernictwa. Pewnego razu, wiele lat temu, Mama zaprosiła w sobotnie popołudnie sędziwą kucharkę, aby nauczyła nas paru rzeczy. Pani Urbańska, która wtedy chodziła już tylko o kulach i mocno zgarbiona, z trudem weszła na pierwsze piętro. Ale w chwili, gdy przekroczyła próg kuchni, stało się coś niesamowitego: wyprostowała się, odłożyła kule, założyła fartuch i chustkę na głowę i zamieniła się w królową-czarodziejkę.
- Zrobimy to. To się robi tak. Podaj mi dziecko...
Przetak sam wskakiwał jej w dłoń, skorupki jajek pękały równo jak od kreski, w makutrze masło zamieniało się w puch. Przez pięć godzin pod komendą Pani Urbańskiej upiekłyśmy kilka rodzajów ciast i ciastek. Żaden kuchenny sprzęt nie ośmielił się zbuntować. Nawet w kapryśnym piekarniku mojej Mamy piernik wyrósł równo (a nie jak zwykle z brzuchem). To było niezapomniane popołudnie.
Kilka dni później Pani Urbańska spisała receptury na upieczone tego popołudnia przysmaki i przekazała je Mamie w niebieskim zeszycie oprawionym w papier śniadaniowy. Ten zeszyt, dziś już pożółkły i wytłuszczony, traktujemy jak relikwię.
Składniki:
- 250 g mąki
- 250 g margaryny
- 2 dkg drożdży
- 1 jajko
- marmolada
- cukier puder
Sposób przygotowania:
Do miski przesiewam mąkę, dodaję miękką margarynę w kawałkach, starte na drobnych oczkach tarki drożdże i całe jajko. Dokładnie siekam łopatką i szybko zagniatam ciasto. Posypuję je mąką i owijam w ścierkę.
Do dużego garnka nalewam zimnej wody i wkładam ciasto w ścierce na ok. 2 godziny. Musi być zanurzone w całości. Po dwóch godzinach, kiedy wypłynie (czy raczej: uniesie się nieco) wyjmuję, lekko odciskam z wody, chwilkę zagniatam na stolnicy podsypując mąką.
Rozwałkowuję na grubość ok. 3-4 mm, wycinam szklanką kółka, nacinam je dokoła w pięciu miejscach. Zawijam rogi do środka, jak w przypadku klasycznego wiatraczka z odpustu, na środek każdego ciasteczka nakładam marmoladę.
Piekę do zrumienienia – ok. 15 minut w temp. 175 stopni góra-dół. Gorące posypuję cukrem pudrem.
Jesli smakuja tak dobrze jak wygladaja to musze je miec :D Lubie takie stare przepisy, z nich wychodza najlepsze rzeczy :)
OdpowiedzUsuńhttp://wioseczka.blogspot.com/
O jakie fajne:) Swietne musze wyprobowac!
OdpowiedzUsuńŚwietne i ja zapisuję do zrobienia....:):)
OdpowiedzUsuńTaka Pani Urbańska, to skarb! A ciasteczka czasem podobne kupuje i bardzo mi smakują, musze więc spróbować :)
OdpowiedzUsuńtakie magiczne ciasteczka też zawsze chciałam upiec. :]
OdpowiedzUsuńa taki zeszyt to skarb.. I znajomość takiej Pani Urbańskiej.. :]
Mnie wypłynęło już po niecałej godzinie.
OdpowiedzUsuń