Zaledwie w piątek napisałam, że się odchudzam i że nic nie piekę. I tak, to była prawda, ale rano.
Już po południu bowiem nie wytrzymałam i upiekłam babeczki. W sobotę machnęłam ciasto, a dzisiaj ograniczyłam się tylko do tostów z serem na śniadanie.
Oświadczam jednak, że na rzeczone tosty już się nie skusiłam i znowu przykładnie nie jem węglowodanów i (prawie nie jem) słodyczy
Babeczki to moja wariacja na temat babki piaskowej. Robiłam ją dwukrotnie i za każdym razem była bardzo smaczna, ale nie na tyle idealna, by zaprezentować ją na blogu. Myślę jednak, że teraz już wiem w czym tkwił błąd i następnym razem uda mi się dokładnie taka, jak powinna być.
Babeczki natomiast są absolutnie zachwycające. Niezwykle leciutkie i delikatne oraz oczywiście bardzo piaskowe (czy też: maślano-piaskowe). Jeśli dajecie je dzieciom, proponuje od razu włączyć odkurzacz. Jagoda bowiem, gdy tylko się odwrócę, zasypuje mi okruszkami pół mieszkania. Zresztą, gdy na nią patrzę, wcale nie jest lepiej, tylko niepotrzebnie zaczynam się denerwować.
Składniki:
75 g mąki pszennej
75 g mąki ziemniaczanej
1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia
80 g cukru
2 jajka
150 g miękkiego masła
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
1-2 łyżki mleka
Sposób przygotowania:
Przesiewam oba rodzaje mąki i mieszam je z proszkiem do pieczenia.
Oddzielam białka od żółtek. Ubijam pianę. Wiem, że pianę powinnam ubić tuż przed dodaniem, ale jeśli mam przygotowaną resztę składników, to piana nie postoi długo.
Masło ucieram z cukrem na puszystą masę (jeśli ktoś woli słodsze wypieki, to niech spokojnie wsypie 100 g cukru). Dodaję po jednym żółtka cały czas ucierając, potem wlewam ekstrakt waniliowy. Można oczywiście dodać cukier waniliowy albo nie dawać nic waniliowego.
Stopniowo wsypuję mąkę i miksuję, dodaję mleko, na koniec mieszam masę z ubitą pianą z białek.
Foremkę do muffinek wykładam papilotkami. Nakładam ciasto i wstawiam do piekarnika nagrzanego do 150 stopni (dolna grzałka plus termoobieg, jeśli góra-dół proponuję rozgrzać przynajmniej do 160 stopni) na około 20 minut.
niedziela, 7 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przepysznie wyglądają. Nie dziwię się, że się skusiłaś :)
OdpowiedzUsuńtakie małe babeczki i mnie nieustannie odciągają od diety.. :-)
OdpowiedzUsuńJa się pochwalę, że razem z żoną ukradłem przepis na zapiekankę z ryby i kalafiora i nawet został wykonany :) Efekt można u mnie zobaczyć :P
OdpowiedzUsuńJa od dawna mam takie postanowienie. I jeszcze nie udało mi się go spełnić. Ale muszę się wreszcie wziąć za siebie. A tak pyszne babeczki bez wątpienia by mi w tym nie pomogły. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
->mezczyzna-gotuje: Uwielbiam, gdy ktoś kradnie od nas przepisy :)))
OdpowiedzUsuń->dziewczyny: O odchudzaniu wiem wszystko, robiłam to setki razy ;))
To pieczenie jest zgubne. Dzisiaj rozpieszczam chorego męża i zrobiłam pleśniaka.
Pstrykam, babeczki są genialne, rozpływają się w ustach. A ja NAPRAWDĘ nie potrafię piec, więc skoro mnie się udalo to każdy potrafi:)
OdpowiedzUsuńTak trzymajcie dziewczyny:-))))
Agnieszka
No widzisz, pogłoski o tym, że nie potrafisz piec są najwyraźniej nieprawdziwe :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam