O wydmuszkach, ich zdobieniu i nadziewaniu na drewniane patyczki w celu zrobienia stroika wielkanocnego przypomniałam sobie przy okazji rozbijania jajek o blat (podobno lepiej jest rozbijać jajka o płaskie powierzchnie, bo nie przenosi się bakterii ze skorupki do środka). Gdy myślę o pracach ręcznych, w których musieli pomagać mi rodzice, zaczynam poważnie się obawiać momentu, gdy moje dzieci pójdą do szkoły.
Czy Wy też musieliście w zamierzchłych czasach młodości przynosić do szkoły wydmuszki? (zwracam się tu do starszej młodzieży, która już zapomniała jak to jest mieć dwójkę z przodu liczby oznaczającej wiek) Nie wiem kto wpadł na ten fantastyczny pomysł, że dziecko wczesnopodstawówkowe najpierw przez maleńki otworek wydmucha zawartość jajka ze skorupki, a potem tę skorupkę w stanie nienaruszonym przyniesie do szkoły.
Chociaż to jeszcze nic, bo przy pomocy pełnych poświęcenia rodziców i skomplikowanego systemu pakowania jakoś udawało mi się to trudne zadanie, ale potem następowało najgorsze - trzeba je było ozdobić.
Dla osoby tak dalece nieutalentowanej plastycznie i manualnie jak ja było to coś porównywalnego do prac w kamieniołomach, przy czym te ostatnie pewnie szły by mi lepiej, bo na brak krzepy nigdy nie narzekałam.
Jaka to ulga, że na razie skorupki spokojnie wyrzucam.
A pieczone jajka? Jak to jajka: smaczne, proste i szybkie – w sam raz na weekendowe śniadanie.
Składniki:
(na 6 ramekinów o średnicy około 8 cm)
6 jajek
6 łyżek słodkiej śmietanki
masło do smarowania foremek
sól, pieprz
Sposób przygotowania:
Piekarnik rozgrzewam do 180 stopni. Gotuję wodę w czajniku.
Ramekiny smaruję masłem, obsypuję solą i świeżo zmielonym pieprzem. Do każdego delikatnie wybijam jajko i wlewam na wierzch łyżkę śmietanki, uważam przy tym, żeby nie przykryła żółtka (to wskazówka Roux, bo widziałam innego świetnego kucharza, który dokładnie polewał żółtka). Ramekiny wstawiam do większej formy i wlewam do niej gorącą wodę mniej więcej do połowy wysokości miseczek.
Wstawiam do piekarnika na 10-12 minut.
Receptura opisana powyżej może być jedynie punktem wyjścia do czegoś bardziej skomplikowanego. Ramekiny można na przykład wysypać pokruszonymi orzechami włoskimi. Na dno każdej miseczki przyda się też jakiś pyszny dodatek: starty ser, wędzony łosoś, szynka albo jakieś warzywa.
Najlepsze z grzankami.
niedziela, 21 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Świetne śniadanko u Ciebie :-)
OdpowiedzUsuńJestem jeszcze przed śniadanie, więc z zazdrością niemałą patrzę na te jajeczne pyszności!
OdpowiedzUsuńHa,pamiętam ( ja mam 4 przed liczbę lat...) ja musiałam przynosić wydmuszki do szkoły, a jaki to był stres, jak się potłukły ! Raz nawet pałę dostałam za to, ze nie przyniosłam, a mnie się stłukły po drodze...
OdpowiedzUsuńA te jajeczka przyćmiły przykre wspomnienia ! lecę zrobić sobie jajo w kuchence na śniadanie :)
Oj tam zaraz, ale przynajmniej coś się na tych zajęciach w szkole działo. I rodzice tez byli zaangażowani i coś z dziećmi robili w domu.
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej umiemy skręcić szafkę, przybić gwoździe i wiemy jak się robi wydmuszki.
Uważam, że obecnie dzieci są bardzo pokrzywdzone - bo najprościej nic nie robić, posadzić przed telewizorem i mieć je z głowy. A potem rosną takie ofiary niezaradne życiowo i pozbawione wyobraźni.
Ja też mam czwórkę z przodu, więc wiem, co to droga do szkoły z wydmuszką w woreczku, w wyciągniętej, zaciśniętej kurczowo pięści. I znam ból serca, gdy pracowicie obciapana wydmuszka pękała zdradziecko.
OdpowiedzUsuńA ramekiny tez mam :-)
Też pamiętam wydmuszki :). Mój syn nosi do szkoły jajka ugotowane na twardo(nauczanie zintegrowane, może później będą wydmuszki ;) ).
OdpowiedzUsuńKinga
a robiłam te jaja juz :-)
OdpowiedzUsuńtylko na dno wkroiłam troszku szynki paprykę i szczypiorek było bardzo dobre
pewnie kiedyś znowu zrobię ;-)
Będzie hurtem, bo jeszcze muszę kilka rzeczy zrobić :)
OdpowiedzUsuńCzułam, że nie tylko mnie prześladowały prace ręczne! :)
Najbardziej pamiętam moment, gdy ojciec utoczył mi na tokarce miniaturowe krosna, powbijał jeszcze mniejsze gwoździki i odpowiednio przywiązał nitkę (do dziś jestem pod wrażeniem jego pracy), a ja musiałam na tym cholerstwie tkać!
Ale robótki z igłą i tak były najgorsze.
Jaja na twardo wydają mi się o wiele przyjaźniejsze dzieciom :)
Ramekiny mam od bardzo niedawna i używam ich coraz częściej. Małe rzeczy często jakoś fajniej wyglądają.