Tym razem włoski deser. Po polsku moglibyśmy go nazwać tort-kopuła, bowiem z wyglądu przypomina właśnie kopułę florenckiej katedry. Niektórzy mówią też o podobieństwie do czapki kardynalskiej, ale odniesienie architektoniczne bardziej mi się podoba.
Tak czy inaczej jest po prostu przepiękny.
Biszkopt oczywiście można kupić gotowy, jeśli ktoś nie czuje się na siłach, ale ja polecam Wam przepyszną wersję genueńską z książki pana Roux „Jajka”. Klasyczne biszkopty umiem piec całkiem niezłe (na ubitej pianie z białek), ale chyba przerzucę się na ten opisany poniżej, bo wyszedł naprawdę doskonale.
Natomiast krem zrobiłam na podstawie tego przepisu i to był dobry pomysł, bo wyszedł mi bardzo leciutki, delikatny i pomarańczowy. Trochę rzadki, ale mi to nie przeszkadzało. Polecam.
Następnego dnia po podaniu deseru, o poranku, przyszedł do mnie syn.
- Mamo, mogę to słodkie co jedliśmy wczoraj?
Niestety, tort nie był duży, a my w dodatku mieliśmy gościa, więc już dawno zniknęły nawet okruszki. Szymon był niepocieszony.
To nic, jeszcze trochę i doczekam się świeżych owoców. Wtedy dopiero zrobię zuccotto! Truskawkowe albo malinowe, a może wiśniowe?
Składniki:
biszkopt:
4 jajka
125 g drobnego cukru
35 g kakao
90 g mąki pszennej tortowej
30 g stopionego masła
kilka łyżek likieru pomarańczowego do nasączenia (ze względu na dzieci użyłam soku wyciśniętego z pomarańczy)
krem:
2 żółtka
5-6 łyżek świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy
pół łyżeczki startej skórki
60 g drobnego cukru
150 g mascarpone
200 ml śmietanki kremówki
fix do śmietany
Sposób przygotowania:
Przesiewam mąkę i mieszam z kakao. Roux pisze, żeby użyć 50 g kakao i 75 g mąki, ale wolę wersję mniej gorzką, a poza tym podczas pieczenia tego ciasta skończyło mi się kakao.
Roztapiam masło i odstawiam do wystygnięcia.
Dużą prostokątną formę (około 35x25 cm) wykładam papierem do pieczenia. Włączam piekarnik i ustawiam 190 stopni (góra dół).
Jajka ubijam z cukrem. Długo, nawet około dziesięciu minut, tak by masa zmieniła kolor i powoli spływała z mieszadeł lub trzepaczki.
Wsypuję mąkę z kakao i delikatnie mieszam masę. Na koniec dodaję roztopione i wystudzone masło, mieszam.
Piekę około 15 minut i odstawiam do wystudzenia.
Na parze ubijam żółtka z cukrem i 2-3 łyżkami soku z pomarańczy. Znowu zajmuje mi to chwilę, bo mają zmienić kolor i podwoić objętość. Zdejmuję masę z garnka z wodą i dalej ubijam aż przestygnie.
Dodaję mascarpone, startą skórkę i resztę soku z pomarańczy, dokładnie mieszam.
Ubijam kremówkę. Dodaję fix, żeby krem był sztywniejszy, zamiast tego można dodać łyżeczkę żelatyny rozpuszczoną w odrobinie gorącej wody a potem wystudzonej.
Teraz będzie mi potrzebna około półtoralitrowa miska. Wycinam nią kółko z biszkoptu. Wykładam miskę folią spożywczą i resztą ciasta wykładam dno miski. Zazwyczaj ciasto tnie się na dość wąskie paski i układa jeden obok drugiego, co daje dodatkowy efekt wizualny. Likierem nasączam biszkopt łącznie z okrągłym kawałkiem.
Nakładam krem do wyłożonej biszkoptem miski, przykrywam pokrywką z ciasta i wstawiam do lodówki na kilka godzin, a najlepiej na całą noc.
Wyjmuję ciasto, odwracam do góry nogami stawiając na paterze lub talerzu i delikatnie zdejmuje miskę. Potem odwijam z folii. Obsypuję cukrem pudrem i/lub dekoruję bitą śmietaną.
piątek, 19 marca 2010
Zuccotto
Etykiety:
biszkopty,
ciasta,
kakao,
kremy,
kuchnia włoska,
mascarpone,
pomarańcze,
torty,
wypieki,
żółtka
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
podobne do kilimandżaro dr oetkera
OdpowiedzUsuń(robiłaś kiedyś ? z brzoskwiniami)
ale znikneło z półek a kopiec kreta nie jest już tak pyszny
do kremów ubijanych na parze nie mam szczęścia
ale pomysł z miską zastosuję bo robie domowe kilimandżaro :-)
Rewelacyjnie wygląda! Uwielbiam takie desery!
OdpowiedzUsuńWyglada swietnie :) Ja przymierzam sie o tego ciasta juz od jakiegos czasu. Zachecilas mnie jeszcze bardziej :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplo.
Faktycznie wygląda zachwycająco!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
ja ostatnio robiłam naleśniki z jego przepisu
OdpowiedzUsuńnajlepsze, jakie w życiu jadłam!
wygląda cudnie...;):) i musi być pyszne
OdpowiedzUsuńnie dziwię się Synkowi... też nie byłabym zachwycona że już zniknęło :)
OdpowiedzUsuńA ta łapeczka na zdjęciu to czyja?
OdpowiedzUsuńŁapeczka na zdjęciu należy do prawie dwuletniej pannicy Jagody, znanej także jako "Mamo, czy mogę?", "Mamo, ja chcę!", ewentualnie "Mamo! Dawaj!!!"
OdpowiedzUsuńKsiążki Roux lubię coraz bardziej i wyjątkowo często wyciągam je z biblioteczki, żeby poszukać czegoś do zrobienia, a nie tylko do pooglądania. A po tym biszkopcie to już w ogóle klęczę i biję pokłony :)
->zmorka: Nie piekłam, ale ja mam zawsze wewnętrzne opory przed kupowaniem gotowców czy to ciasta czy rosołki w kostkach :) Ciasta to nawet jeszcze nie próbowałam z paczki.
I wiecie co? Ono naprawdę, ale to naprawdę było przepyszne! Bardzo polecam :)