Jak to jest, że przedstawiam Wam jeden z najprostszych przepisów na świecie, a wychodzi mi na jego temat cały elaborat?
Moje pierwsze pesto było ze słoiczka. Smakowało, ale każdy wie, że najlepsze pesto to takie, które przed chwilą zrobiliśmy samodzielnie (jeszcze lepsze byłoby te, które postawiłby przede mną kelner w małej, uroczej knajpce we Włoszech, ale o tym na razie mogę tylko pomarzyć). Kiedyś ucierano je w moździerzu i, jeśli ktoś ma ochotę, może nadal robić to ręcznie, ale teraz chyba łatwiej znaleźć w domu porządny blender niż moździerz ;)
Nie wiem dlaczego jeszcze nie robiłam pesto, myślę tu o klasycznym zielonym pesto alla genovese, które składa się z orzeszków piniowych, bazylii, sera (parmezan zmieszany z pecorino), czosnku i oliwy. Barierą był dla mnie chyba zakup orzeszków, jakoś nigdy nie pchały się do koszyka (może ze względu na cenę?). Na szczęście liczba składników jest na tyle niewielka, że można tu sobie pozwolić na dobrą jakość, zwłaszcza że podstawą kuchni włoskiej jest właśnie prostota i niewielka ilość składników, za to najlepszej jakości. Tylko wtedy mamy gwarancję powodzenia.
Oczywiście nawet nie próbuję wmawiać komukolwiek, że powinniśmy użyć wyłącznie najprzedniejszej liguryjskiej oliwy oraz bazylii rosnącej w ogrodzie, bo po pierwsze nie każdy ma ogród, a po drugie jakoś nie widzę liguryjskiej oliwy na półce w każdym spożywczym. Chociaż jeśli chodzi o tę ostatnią, to naprawdę warto poszukać dobrej, bo od niej w dużej mierze zależy czy danie będzie nam smakowało.
Pesto podaje się z różnymi rodzajami makaronów, w Ligurii, skąd pochodzi, najchętniej bodajże z wstążkami. Moje dzieci uwielbiają spaghetti, więc wybór był prosty (oczywiście, że Jagoda oświadczyła, że nie lubi i nie zje pesto, więc jadła sam makaron). Poza tym może być dodatkiem do risotto, ryb, tostów i mięsa.
Jednym słowem: pasuje do wszystkiego i ze wszystkim smakuje.
Może tylko oprócz dżemu ;)
Anka
Składniki:
garść orzeszków piniowych (ok. 50 g)
garść świeżo startego parmezanu
1 ząbek czosnku
liście z 1 dużego pęczka bazylii
oliwa extra vergine
Sposób przygotowania:
Orzeszki piniowe wrzucam na patelnię i lekko prażę, nie powinny zbrązowieć. Oczywiście można je podpiec w piekarniku, ale komu by się chciało włączać piekarnik, gdy na zewnątrz ponad dwadzieścia stopni.
Wszystkie składniki oprócz oliwy wrzucam do blendera i miksuję. Na koniec dodaję stopniowo oliwę i znowu miksuję w poszukiwaniu najlepszej konsystencji. Pesto nie powinno pływać w oliwie, ale też nie może być zbyt suche. Jeśli podajemy z makaronem, to można je rozrzedzić odrobiną wody pozostałą po gotowaniu makaronu.
(W tym na zdjęciu jest jeszcze zbyt mało oliwy.)
Dodałam cały ząbek czosnku, bo chciałam, żeby było go wyraźnie czuć, ale jeśli ktoś chce łagodniejsze pesto, to z powodzeniem wystarczy połowa.
Podczas przygotowywania pesto przydaje się funkcja „pulse”, wówczas wszystko jednolicie się miesza. Przy ciągłym miksowaniu na dnie powstaje papka, a na górze zostają całe liście bazylii. Mój blender niestety nie ma takiej opcji, ale z powodzeniem zastępuję ją samodzielnym włączaniem i wyłączaniem :)
Na sam koniec można dodać trochę soli, według mnie jest jednak zbyteczna.
Jeśli zrobicie za dużo, pesto można zamrozić, ale chyba lepiej dojeść resztkę z tostami, a potem znowu zrobić świeże.
niedziela, 6 czerwca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ten kolor intensywnej zieleni hipnotyzuje :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam pesto. Ale u nas nie ma ani parmezanu, ani orzeszków piniowych. Pozostaje tylko słoiczek, na szczęście kolega przywozi z Włoch. Zdjęcie jest super.
OdpowiedzUsuńA ile lat ma Jagoda ?
OdpowiedzUsuńJa mam w domu czternastoletniego fana pesto. To dzieki niemu mamy zawsze jakis sloiczek w lodowce, ale bede musiala go nauczyc ukrecac prawdziwe domowe. Dzieki za przepis !
Piękny kolor, a pesto bardzo lubię!:)
OdpowiedzUsuńkolor genialny :)
OdpowiedzUsuńja też dzisiaj modziłam pesto.
Ale piękne ! bardzo apetycznie sie prezentuje !
OdpowiedzUsuńZgadzam się w zupełności =- pesto jest doskonałe prawie do wszystkiego!
OdpowiedzUsuńpiękna ta zieleń.
OdpowiedzUsuńnie wiem jednak czy nie dołączyłabym do Jagody.. ;-) bo pesto nigdy przenigdy nie jadłam.
Dziękuję za komentarze :)
OdpowiedzUsuń->mamarzynia: A sklepy internetowe? Może się kiedyś skusisz?
->miss coco: Jagoda ma dwa lata i bardzo krótką listę potraw, które uważa za jadalne :)
->asieja: Koniecznie spróbuj! Jest naprawdę przepyszne.
Hem, hem. Cena orzeszkow piniowych mnie nieco odstrasza od wlasnorecznego pesto.
OdpowiedzUsuń->Kurruka Parda: I pewnie z tego samego powodu tak długo nie mogłam się zebrać do zrobienia pesto :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam się szczerze że pesto jeszcze nie jadłem :)
OdpowiedzUsuńPrawdziwe włoskie pesto robi się z pietruszką(pół bazylii i pół pietruszki), orzeszki piniowe spokojnie można zastąpić innymi-włosi też żadko je kupują(mała paczuszka 50g kosztuje prawie 5euro). Jak dołoży się kilka suszonych pomidorów to wychodzi jeszcze lepsze:)))
OdpowiedzUsuń