W Krakowie za kilogram pięknych, zgrabnych, młodych ogórków zapłaciłam w poniedziałek 3 zł. Kupiłam też główkę młodego czosnku (1,20 zł) oraz wiązkę kopru (nie wiem, ile kosztowała) i kiedy Michaś w południe przytulił się do piersi Morfeusza, zabrałam się za kiszenie.
Małosolne wyszły bardzo smaczne. Jedyne, co mi przeszkadzało, to nazbyt intensywny aromat kopru, bo z rozpędu włożyłam dwie gałązki. Jedna wystarczy. Zrobiłam je w południe w poniedziałek, a we wtorek wieczorem zjedliśmy połowę, za co podziękowania należą się P.T. Upalnej Aurze. Bardzo lubimy takie świeżutkie, ukiszone z wierzchu, a w środku jeszcze surowe.
Kilka lat temu, jako ambitna młoda żona, kupiłam pięciolitrowy słój na małosolne, bo taki był u mnie w domu. Przez lata uparcie kisiłam parę kilo ogórków naraz, choć mocniej ukiszone nie były już dla nas atrakcyjne, niewinna rozrywka zamieniała się w czasochłonną pracę, a wielki słój przeszkadzał, gdziekolwiek go nie postawiłam. W tym roku poszłam w końcu po rozum do głowy i nie rozpędzam się już z hurtową produkcją. Kupiłam słoik o pojemności 1,7 l, który akurat mieści ok. 1 kg wsadu i niecały litr zalewy. Chyba dokupię drugi i będę robić na zmianę, dzień po dniu, dzięki czemu będzie zachowania ciągłość zaopatrzenia, co dla takich amatorów jak nasza czwórka jest bardzo istotne. Żałuję tylko, że nie skusiłam się na kamionkowy garnek, wówczas ogórki byłyby nie tylko pyszne, ale i wyglądałyby stylowo, a dobry wygląd jest nie do przecenienia na blogu kulinarnym :)
Składniki:
(na słoik o pojemności 1,7 l)
ok. 1 kg ogórków podobnej wielkości (najbardziej smakują mi małe)
1 l wody
1 kopiata łyżka soli
pół główki czosnku
1 łodyga kopru
Sposób przygotowania:
Przegotowaną wodę solę i studzę. Ogórki myję dokładnie. Czosnek dzielę na piórka. Koper płuczę.
Słoik myję i wyparzam wrzątkiem, na dno kładę gałązkę kopru, następnie układam ogórki ciasno jeden obok drugiego. Pomiędzy ogórki wkładam ząbki czosnku, potem kolejną warstwę ogórków i na wierzch piętkę chleba, żeby wspomóc proces kiszenia. Zalewam chłodną wodą z solą, przykrywam spodkiem, na którym stawiam szklankę z wodą dla obciążenia. Słoik stawiam na talerzu, bo ogórki będą kipieć.
I kisną, i kipią, i kisną, aż osiągają idealny smak i znikają wówczas, jak sen jaki złoty. A wtedy kupuję następny kilogram ogórków, itd., itd. Do końca sezonu :)
środa, 7 lipca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dzięki! czekałam na ten przepis;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Magda
ja już w domu nastawiam któreś z kolei:) za każdym razem 3 słoiki i idą jak woda:)Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuń:) smaczne i pysznie wyglądają :)
OdpowiedzUsuńtakie swojskie domowe :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam je
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten zapach, kiedy zbliża się do słoika :) ja wczoraj na placu imbramowskim też kupiłam wszystko do kiszenia i w piątek - jak będę miec więcej czasu - zabieram sie do dzieła :)
OdpowiedzUsuńz chlebkiem pyszne :)
OdpowiedzUsuńJa kiszę już od kilku tygodni, po 2-3 litrowe słoiki na tydzień i schodzą na bieżąco. Zalewam gorącą wodą - wtedy są bardziej chrupiące :)
OdpowiedzUsuńa ja od czasu do czasu urozmaicam kiszenie i na ostatniej warstwie ogórków układam ponakłuwane ciemne winogrona - ogórki leciutko zmeniają smak a grona przechodzą smakiem kiszonego ogórka ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ogórki małosolne!:)
OdpowiedzUsuńagus-
OdpowiedzUsuńChcialam wyslac podziekowania za ten blog! Duzo radosci i satysfakcji dala Pani mi i mojemu mezowi:) Wczoraj Carbonare wyprobowalam i chleb bananowy! pycha:)
Pytanie: I te ogorki mozna jesc tak niemal od razu? Na drugi dzien?
A ja mam pytanie: dlaczego kipią? Moje nie kipią, a robię podobnie, nie dodaję tylko chleba. I teraz nie wiem, czy to źle, czy proces kipienia jest niezbędny?
OdpowiedzUsuń;~)
I nie dajesz chrzanu?
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miłe słowa :))
OdpowiedzUsuńMagdo, pisałam go z myślą o Tobie :)
grażyno, dziś robię kolejny raz i spróbuję Twojej metody z gorącą wodą.
Agnieszko, bardzo ciekawy sposób z tymi winogronami, spróbuję!
agus, bardzo mi miło i dziękuję w imieniu obydwu chochelek :) Małosolne na drugi dzien są ukiszone z wierzchu, ale środek pozostaje surowy, można jeść takie, ale można też poczekać i po dwóch dniach jeść mocniej ukiszone.
s.a.m., myślę, że z tym kipieniem jest jak z odkrawaniem końców mostka w żydowskiej anegdocie (http://czytam-dzieciom.blogspot.com/2010/05/smak-tradycji.html). Mnie kipią, mojej mamie kipią, babci kipiały... Może po prostu nalewamy za dużo wody? ;)
mamarzynia: chrzan dodaję do kiszonych na zimę, do małosolnych nie. Ale na pewno by im nie zaszkodził :)
Nie wiem dlaczego ale ogroki wyszly mi strasznie gorzkie, ma ktos na to rade?
OdpowiedzUsuńObawiam się, że to wina samych ogórków, na to nie ma już rady :(
OdpowiedzUsuńHmmm... a ja nauczyłam się od mojej mamy zupełnie inaczej. To znaczy podobnie, ale dodaje jeszcze kilka rzeczy, inaczej - moim zdaniem - nie wyjdą takie dobre. Oprócz dużej ilości kopru (w tym jego łodyg) i ząbków czosnku, dorzucam zawsze kawałki chrzanu, liść z wiśni, winogrona i porzeczki (koniecznie te trzy). :) Zalewam gorącą wodą z solą. Wychodzą pycha. Muszę jutro kupić ogórki, bo te na ogrodzie nie nadążają rość.
OdpowiedzUsuńSmacznego! :)
Każdy ma inny sposób, chętnie wykorzystam Twój, jak tylko będę u rodziców, bo w miejskim warzywniaku cięzko dostać liscie porzeczkii winogrona :-)
OdpowiedzUsuńKoniecznie spróbuj! :) Wczoraj zaprawiałam kolejne w deszczu pod parasolem w ogrodzie. :)))
OdpowiedzUsuńha! będąc młodą małżonką zrobiłam ten sam błąd;) wielki słój, kupa roboty, a ogórki dobre przez 2 dni;) potem już za bardzo ukiszone;)))) Też zalewam wrzątkiem:)
OdpowiedzUsuń