To już koniec zgłoszeń konkursowych! Termin minął o północy.
Bardzo dziękujemy wszystkim za udział :)
Teraz jury uda się na naradę, a że komentarzy jest naprawdę mnóstwo, to obawiam się, że chwilkę to potrwa. Powiedzmy – do niedzieli – wtedy ogłosimy wyniki.
A tymczasem przepis na polędwiczki.
Dopiero w tym roku odkryłam, że szałwię można stosować do czegoś więcej niż płukania jamy ustnej w przypadku infekcji. W dodatku jest to niezniszczalna roślina doniczkowa, która nadal wytrzymuje moją opieką, czyli długotrwałe susze na przemian z powodziami. Ileż to razy spisywałam ją na straty, a ona niczym feniks odradzała się z popiołów, czy też raczej – badyli.
Szałwia i wieprzowina to wspaniałe połączenie, ale zalecam umiar w stosowaniu świeżych listków, bo ich aromat jest naprawdę intensywny.
A próbowaliście listków szałwii smażonych na maśle? Spróbujcie koniecznie – są przepyszne!
Składniki:
1 spora polędwiczka wieprzowa
niewielka garść listków szałwii
½ cytryny
2 łyżki miodu
2 ząbki czosnku
¾ szklanki białego wina
sól, pieprz
2 łyżki masła + 1 łyżka oleju
Sposób przygotowania:
Polędwiczkę kroję na plastry, lekko rozgniatam ręką. Obsypuję solą i pieprzem.
Cytrynę dokładnie szoruję i sparzam. Ścieram skórkę z połowy.
Czosnek miażdżę płaską stroną noża i bardzo drobno siekam.
Na dużej patelni rozgrzewam masło z dodatkiem oleju (masło gra główną rolę, olej jest tylko po to, by podnieść temperaturę dymienia i masło się nie przypaliło). Wrzucam listki szałwii i leciutko podsmażam.
Układam na patelni plastry polędwiczki, krótko obsmażam z obydwu stron. Dodaję czosnek, jeszcze chwilę smażę uważając, żeby się nie przypalił. Potem wrzucam otartą skórkę z cytryny i wlewam białe wino.
Zmniejszam ogień, przykrywam i duszę polędwiczki do miękkości.
Pod koniec dodaję miód, sok z cytryny (ilość miodu i soku z cytryny jak zwykle trzeba dostosować do własnych upodobań), mieszam i zostawiam patelnię bez pokrywki, żeby sos odparował.
Jeśli ktoś nie jest taki leniwy jak ja, to właściwie należy zdjąć polędwiczki z patelni, sos przecedzić i wtedy odparować, dodając jeszcze na przykład trochę masła, ale ja po prostu zdejmuję pokrywkę.
Podaję z ziemniakami lub ryżem i warzywami – u mnie była marchewka pieczona z tymiankiem.
Jestem ciekawa tego sosu miodowo-cytrynowego, czy by mi posmakował, bo bardzo apetyczny się wydaje, a ja nigdy jeszcze takiego nie jadłam.
OdpowiedzUsuńRobię podobne polędwiczki, ale z innymi dodatkami. Twoja kompozycja bardzo mi przypadła do gustu. Zapisuję do wypróbowania:) Pzdr Aniado
OdpowiedzUsuńNie lubię na słodkawo, sorry...
OdpowiedzUsuńAle sos maślano - szałwiowy bardzo lubię i robiłam niedawno ravioli z takim sosem, bo się zachwyciłam tym we Włoszech!
zaszalałyście z tym sosikiem... aż ślinka cieknie :)
OdpowiedzUsuńFajne te polędwiczki, sos musi nieziemsko smakować:))
OdpowiedzUsuńno, no... pysznie się zapowiada ;]
OdpowiedzUsuńPozwoliłam zamieścić linka do Twojego przepisu na moim blogu. Same polędwiczki wypróbowane! Rewelacja!
OdpowiedzUsuńDzięki :) Bardzo się cieszę, że smakowały :)
UsuńPozdrawiam
z uwagi na karmienie bez szałwii i wina - ale i tak smaczne :)
OdpowiedzUsuń(u mnie były z ryżem, a mąż jadł z kaszą - co kto lubi prawda ;)