Jest ciężki, wilgotny i lepki. Już prawie miałam pisać, że wcale nie przepadam za takimi wypiekami, że nawet do brownie muszę się jeszcze przekonać, i że keks polski według Pierre’a Herme jest o niebo lepszy (bo jest, chociaż te ciasta trudno porównywać), ale skusiłam się i ugryzłam kęs.
I jeszcze jeden.
I następny.
I ani się obejrzałam, a talerzyk był pusty.
To ciasto wciąga. Ma interesującą konsystencje, bo w dużej mierze składa się z bakalii: śliwek i rodzynek. Pachnące, chociaż zrezygnowałam z przyprawy do pierników (do keksu?!). Zastąpiłam też likier kawowy rumem. Głównie dlatego, że rum miałam w szafce, a likieru kawowego nie (jak to dobrze, że alkohole mają taki długi termin przydatności do spożycia).
Nie twierdzę też, że miałam dokładnie tyle bakalii co podano, a koryntek też brakowało, więc zastąpiłam je zwykłymi rodzynkami. Składniki podaję tak jak w oryginalnym przepisie, zmiany w nawiasach.
Anka
Anka
Składniki:
- 350 g suszonych śliwek
- 250 g rodzynek
- 175 g koryntek (wzięłam zwykłe rodzynki)
- 175 g masła
- 225 g (175 ml) miodu
- 125 ml likieru Tia Maria lub innego likieru kawowego (wzięłam rum)
- 2 pomarańcze
- 2 łyżki kakao w proszku
- 1 łyżeczka mieszanki przypraw (zrezygnowałam)
- 3 jajka
- 150 g mąki
- 75 g mielonych migdałów
- ½ łyżeczki sody oczyszczonej
- ½ łyżeczki proszku do pieczenia
Sposób przygotowania:
Najpierw sprawa formy. Nigella sugeruje tortownicę o średnicy 20 cm i wysokości 9 cm. Ta wysokość to absolutne minimum. Ciasta wychodzi sporo, więc jeśli nie macie wysokiej formy, to lepiej weźcie przynajmniej 22 cm. Chociaż mi się podoba taki wysoki keks.
Wykładam formę papierem do pieczenia, dokładnie, żeby nic nie wyciekło.
Teraz przyda się spory garnek z grubym dnem. Wkładam do niego miód, masło, rum, rodzynki i posiekane śliwki, kakao i, jeśli ktoś się zdecydował, przyprawy.
Pomarańcze dokładnie szoruję i sparzam. Ścieram skórkę i wyciskam sok, dodaję do garnka.
Wszystko podgrzewam na niewielkim ogniu, często mieszam. Gotuję 10 minut i odstawiam do ostudzenia.
W misce mieszam mąkę, migdały, proszek i sodę. Razem z roztrzepanymi jajkami dodaję do garnka i dokładnie mieszam łopatką.
Przelewam do formy i wkładam do piekarnika nagrzanego do 150 stopni. Piekę 1 godzinę i 45 minut do 2 godzin. Patyczek wbity w ciasto powinien być po wyjęciu oklejony ciastem.
Studzę na kratce.
Keks można nawet mrozić, a jeśli dobrze się go opakuje i przechowuje w chłodnym miejscu, to można go upiec ładnych kilka dni wcześniej (Nigella pisze nawet o 2 tygodniach).
śliczny , to z tej najnowszej książki Nigelli?
OdpowiedzUsuńależ czekoladowo! obłęd, istny obłęd!
OdpowiedzUsuńpiękny, aż ślinka cieknie!
OdpowiedzUsuńAle Pyszny przez wielkie P!MWK
OdpowiedzUsuńWspaniały jest! Po prostu super!:)
OdpowiedzUsuńjest cudowny:) pychotka:)
OdpowiedzUsuńPiękny jest i taki MNIAM!
OdpowiedzUsuńWygląda znakomicie! Muszę koniecznie zapisać przepis. Przy okazji poczytałam sobie o Twoim keksie polskim - na pewno pyszny, ale przede wszystkim podobało mi się jak o nim napisałaś:) Pzdr Aniado
OdpowiedzUsuń->margot: To z "Nigelli Świątecznie".
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
OdpowiedzUsuńChochelki, co to jest garnek z wysokim dnem?
OdpowiedzUsuń->Małgorzata: Hi, hi, dobre pytanie :) Tak to jest jak się pisze w stanie półprzytomnym. Garnek z grubym dnem, oczywiście. Już poprawiam :)
OdpowiedzUsuń