Dzisiaj będzie historyjka niezwiązana z tematem.
Upływ czasu przejawia się u mnie na różne sposoby. Po pierwsze: nienawidzę zimy. I kiedy już godzinę jestem w trasie, która normalnie zajmuje mi 10 minut, a pani w radio mówi, że trzeba uzbroić się w cierpliwość, ale za to świat wygląda cudownie, to na usta cisną mi się wyłącznie nieparlamentarne wyrażenia.
Są jednak i dobre strony. Doszło już bowiem do tego, że lubię święta. Powiem więcej: co prawda przedświąteczne przygotowania są dla mnie źródłem stresu, ale nie stanowią szczególnego powodu do narzekań. Może tylko fakt, że czas nie jest z gumy, jest pewną przeszkodą.
Niemniej zdarzają się momenty, które tę moją pozytywną filozofię wystawiają na próbę. Na przykład rodzinne ubieranie choinki.
Dzieci w wieku przedszkolnym są jak tornado. Nic nie jest w stanie ich zatrzymać. A jeśli mają przed sobą tak atrakcyjny cel jak rozwlekanie po domu lampek, tłuczenie bombek i obrywanie aniołkom skrzydełek, to możecie sobie wyobrazić ich entuzjazm.
Cierpliwości i tak starcza mi na długo. Tama pęka dopiero, gdy nasze ukochane maleństwa zaczynają wydzierać sobie z rąk najładniejsze bombki, wskutek czego kolejna ląduje na podłodze, wskutek czego Jagoda łazi boso po ostrych okruchach, a Szymon próbuje je sobie wbijać w ręce, wskutek czego krzyczę na nich, bo się boję, że się pokaleczą, Szymon krzyczy, bo się przestraszył, a Jagoda krzyczy z przyzwyczajenia, wskutek czego dzieci zostają definitywnie odsunięte od bombek.
Niech wieszają pierniczki.
I wtedy wreszcie następuje chwila spokoju, bowiem obydwoje zaczynają objadać cukrową posypkę, która magicznie odpada z ciastek. Posypka odpada zupełnie sama i bez żadnej pomocy.
U nas cuda dzieją się już na tydzień przed świętami.
A przepis z kapustą w roli głównej, bo ostatnio tylko ciasta i ciasta. Osobiście wolę modrą kapustę, ale ta też jest niezła.
Składniki:
- ½ główki czerwonej kapusty
- 1 nieduża cebula
- 1 jabłko
- 50 g rodzynek
- sól, pieprz, cukier, ocet
- olej do smażenia
Sposób przygotowania:
Czerwoną kapustę kroję na niewielkie kawałki, zalewam gorącą wodą i gotuję na małym ogniu aż zmięknie. Odcedzam.
Rodzynki zalewam na kilka minut gorącą wodą, odcedzam.
Cebulę drobno kroję, podsmażam na patelni, pod koniec dodaję pokrojone w małą kostkę jabłka.
Do kapusty dodaję cebulę, jabłka i rodzynki. Wszystko doprawiam solą, pieprzem, cukrem i octem.
Jeśli kapusta nie jest wystarczająco miękka, można jeszcze wszystko razem poddusić chwilę na patelni, zresztą zazwyczaj tak robię, żeby smaki dobrze się połączyły. Ale doprawiam na samym końcu.
he he :D Fajna historyjka :))
OdpowiedzUsuńA kapustkę lubię, choc z rodzynkami to jeszcze nie próbowałam/
Pozdrowienia:)
akurat dzis na obiad byla salatka z czerwonej, tez cebula, tez jablko ale bez podsmazania tylko surowe do chlodnej kapusty dodawane i do tego sos jogurtowo-majonezowy. Pycha ;) Ale ten powyzszy sposob tez znalam i ma swoj urok ;) A historyjka niezla, jako male dziecko zaliczylam tak podeptanie stopami bombki, jedno z niezapomnianych wrazen (acz nie chcialabym nigdy powtorzyc tego).
OdpowiedzUsuńja właśnie taka bardzo lubię...;)
OdpowiedzUsuńprzepyszna...
OdpowiedzUsuń