sobota, 10 grudnia 2011

Czwarte otwarcie mikołajowego worka

Mikołaj jest w tym roku wyjątkowo hojny i w prezencie można jeszcze otrzymać piękny komplet czterech sztućców dla dzieci widoczny na zdjęciu poniżej. Sztućce zdobią, umieszczone na rączce, kolorowe zwierzątka zamieszkujące dżunglę, takie jak: małpka, tygrys, panda czy egzotyczne ptaki.


Upominek funduje sklep NaMoimStole.pl, który oferuje przepiękną porcelanę stołową, serwisy obiadowe, sztućce, kieliszki, naczynia i sztućce dladzieci najlepszych marek: Villeroy&Boch, Maxwell&Williams, Rosendahl. Znajdziecie tutaj niebanalne koszyki na chleb i misy na owoce, obrusy, akcesoria stołowe, dekoracje stołu – mnóstwo pomysłów na piękne prezenty. Polecamy serdecznie!

Pomyślałyśmy sobie, że takie sztućce mogą być niezłą metodą na zachęcenie dzieci do jedzenia i właśnie z tym związane jest dzisiejsze pytanie: jakie znacie sposoby na niejadka? Mogą to być triki, które sprawdzają się na Waszych dzieciach lub historie, o których tylko słyszeliście, bo problem Was nie dotyczy.

Odpowiedzi zamieszczajcie w komentarzach, macie na to czas do poniedziałku 12 grudnia do północy.
Nie zapomnijcie o podaniu adresu mailowego!
Szczęśliwego zdobywcę upominku wylosujemy we wtorek.

Czekamy!

Dwie Chochelki

32 komentarze:

  1. Na mojego chrześniaka niejadka skutecznymi są dwa sposoby. Tomek ma 4 lata, do jedzenia nie ma głowy ;-) Pierwszą metodą jest rozmowa. Mama tłumaczy mu że jeśli zje posiłek będzie większy, szybciej będzie mógl bawić się zabawkami przeznaczonymi dla większych dzieci, podczas silnych wiatrów będzie trzymał pion jęśli wzmocni mase ciała. Niby takie niewielkie sugestie a działają skutecznie. A drugi sposób to artystyczne dania. Zupki na których z warzyw wyczarowane są twarz postaci bajkowych, kanapki z róznymi figurami przestrzennymi. Przyznaję-mnie samemu ślinka cieknie jak widze takie arcydzieła mojej kuzynki.

    zpapryka@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Sądzę, że należy pamiętać, że przede wszystkim dziecko to też mały człowiek. I ma prawo do tego, że coś mu smakuje lub nie. I często błędnie przyjmujemy, że skoro nie je tego, co mu dajemy, to jest niejadkiem. Dziecko potrzebuje różnorodnej diety, żeby rosnąć, i tą różnorodność można osiągnąć różnymi produktami. Zapominamy, że białko to nie tylko schabowy, a węglowodany to cukierki (choć do tego akurat chyba dzieci nie trzeba namawiać). Dlatego dajmy dziecku wybór - nie zmuszajmy czy sztuczkami wymyślnymi nie próbujmy skłaniać go do jedzenia tego, co My uważamy za dobre i smaczne. Tak jest czasami wygodniej - bo nie będę przecież oddzielnych zakupów robić, bo nie mam czasu oddzielnie dla każdego gotować itp. Ale dla dobra dziecka trzeba też samemu poszerzyć swoje kulinarne horyzonty i pozwolić, żeby dziecko też miało prawo do decydowania o tym, co je. Jestem pewien, że jeśli pozwoli mu się popróbować różnych rzeczy (nawet jeśli sami ich nie jemy), to nie trzeba będzie żadnych sztuczek do tego, by jadło. Ugotujmy kilka różnych warzyw, przygotujmy kilka rodzajów owoców, mięs i innych rodzajów produktów-niekoniecznie naraz. Małe dzieci (tak samo jak dorośli) nie lubią być zmuszane do jedzenia. Więc niech one też mają coś do powiedzenia w kwestii tego, co jedzą.

    Skalaopoka@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne sztuće! aż przywodzą mi na myśl sposób, który przez pewien czas działał na mnie jako dziecięcego niejadka (dziś sama nie wierzę, że mogłam niemal nic nie jeść ;p) - otóż koleżanka mamy przyniosła mi specjalną łyżkę ze słodziutkim pieskiem na rączce, nie tak małą jak dziecięce łyżeczki, nie tak dużą jak "dorosłe". Na jej widok od razu chętnie wcinałam obiadki - bo czułam się wyróżniona i mogłam po swojemu celebrować posiłki! Kolejnym sposobem na mnie było wspólne przygotowywanie - rzeczy prostych, ale z fantazją, np. kolorowa surówka, w której sama mogłam zmieszać pokrojone przez mamę składniki, kiełbaski, w których końcówki były porozcinane i udawały koziołki, kolorowe naleśniki. o to chyba chodzi, żeby dziecku pokazać, że jest ważne, że jedzeniem może się cieszyć :).
    ale tak naprawdę - najważniejsze to zachęcać, a nie zmuszać, obserwować dziecko, by wiedzieć, że czasem po prostu może ni być głodne.
    a w ramach anegdotki - spytałam chłopaka, czy zna jakieś sposoby i cóż... "no jak to? przywiązać dzieciaka do stołu, odchylić głowę i zatkać nos - będzie musiał otworzyć usta i można wrzucać pokarm" - mam nadzieję, że takich metod nikt nie stosuje :p

    paulinneseq@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  4. ja stosowałam koniki jadące do stajni ,samolociki do hangaru lub samochodziki do garażu :-) ( takie kawałki kanapki do dzioba na raz)
    a najlepszą zachętą było jedzenie obiadu u sąsiadki bo mama takich "doblych pylków "nie gotuje ( sąsiadka wiedząc o awersji do jedzenia często przychodziła po Kubę mówiąc "musisz przyjść posmakować :D wcześniej jej dzieci jadały u mnie więc bez krempacji puszczałam smakosza :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nigdy nie zmuszałam swoich dzieci do jedzenia. Sama nie wszystko lubię, więc uważam, że dziecko też ma prawo nie jeść wszystkiego. Ale mój syn był strasznym niejadkiem, więc "kombinowałam". Najlepiej sprawdzały się "latające łyżeczki" jako samoloty, a buzia to był hangar, który należało otworzyć, żeby samolot się nie rozbił (syn ma 11 lat i nadal interesuje się lotnictwem ;) ). Na córkę takie zabiegi w ogóle nie działały. Na nią (aktualnie 3,5 latka) działa własny wybór tego, na co ma ochotę. Zawsze rano ma 3 jogurty lub serki do wyboru, jest kilka wyliczanek (ale przezornie najpierw pokazuje, co ma "wypaść" ;) ) Jeśli chodzi o obiady, to preferuje zupy, więc pomimo tego, że większość rodziny raczej nie chce jadać zupy, dla niej zawsze jest zupka. No i cały czas dostęp do lodówki. Dostaje to, co na ma ochotę, nawet jeśli to są lody 5 razy dziennie (za radą pediatry)
    Kinga
    kinga1212-71@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwaga! Będzie niepoprawnie politycznie i niezgodnie ze współczesnymi zasadami. Moja babcia. Miała trzy metody, pierwszą dla chłopców, drugą dla dziewcząt. Trzecia była unisex.Dla chłopców była wykładana drewniana łyżka, którą w razie oporu babcia wymierzała karę fizyczną, czyli uderzała we wnętrze dłoni(właściwie, nie widziałam jej w użyciu; zdaje się, że groźba wystarczała). dla dziewcząt były ziółka na apetyt. Metoda unisex to czytanie ulubionej książeczki niejadka. Układ był prosty - ty jesz, babcia czyta. Nie jesz - babcia nie czyta. Wszystkie wnuki babci kochały książki, a babcia bardzo lubiła nam czytać. A, no i jedzenie mogło być przy tym podgrzewane dowolną ilość razy, babcia raczej była cierpliwa. amrr@gazeta.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Na mojego synka ostatnio zadziałała książka "Tupcio chrupcio", w którym padają słowa "jeśli będziesz jadła zupkę to urośniesz tak duży jak tato" ...i mój synek od tej pory powtarza sobie to przy każdym posiłku .... a co było wcześniej ....
    NO więc robienie kolorowych kanapek w kształcie zwierzątek, pociągów z bagietki, tłumaczenie ...aż w końcu zobaczyłam, ze po prostu jeśli dziecko nie chce jeść to po prostu nie je ...w pewnym momencie głodnieje i sam przychodzi ...i to co wcześniej nie spotkało się z entuzjazmem znika z talerza w 3 minuty:)
    jolantamarel@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. Z autopsji, bo sama niejadkiem byłam: włączyć McGyvera i posadzić mnie przed TV. Gapiłam się w serial i mogłam nawet fasolową zjeść. Mało tego, jak jedzenie się kończyło, a film dalej trwał, prosiłam o dokładkę! Dobrze pamiętam, że w czwartki leciał, więc to był jedyny dzień tygodnia, kiedy mogli mnie nakarmić :)

    mintaka3@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. moje dzieci - trójka wręcz się prześcigały kto szybciej zje, bo wprawdzie nie zawsze - były "poddawane" konkursowi, kto szybciej zje, kto szybciej się ubierze itp zbiera punkty i później mógł w markecie za określoną wyższą kwotę coś sobie dokupić. Natomiast bratanica z zapałem śledziła wróble i gołębie za oknem słuchając opowieści o nich i przy okazji pałaszowała co było na talerzu

    OdpowiedzUsuń
  10. W wakacje podchodziłam pewnego owocowego niejadka sposobem Supermocy. Polegało to na tym, że skoro całymi dniami bawiliśmy się w piratów, to w porze obiadu zawsze zastanawialiśmy się, jakimi Supermocami dzisiaj ich pokonać, czyli co koniecznie trzeba zjeść. I tak: banany - Supermoc na skoki, pomidory - Supermoc na sprawne kolana, kiwi - Supermoc na wzrok (żeby ich szybko wypatrzeć), jabłka - Supermoc na strzelanie z procy.
    Jego mama była zachwycona, a teraz mimo że wakacje się dawno skończyły, nadal mówimy do siebie vel Piracie/Piratko. A On nadal przy mnie zjada "niedobre" owoce.

    OdpowiedzUsuń
  11. moje dzieci - trójka wręcz się prześcigały kto szybciej zje, bo wprawdzie nie zawsze - były "poddawane" konkursowi, kto szybciej zje, kto szybciej się ubierze itp zbiera punkty i później mógł w markecie za określoną wyższą kwotę coś sobie dokupić. Natomiast bratanica z zapałem śledziła wróble i gołębie za oknem słuchając opowieści o nich i przy okazji pałaszowała co było na talerzu

    OdpowiedzUsuń
  12. Sama bylam strasznym niejadkiem, i mama robila wszystko: pociagi, kolorowe kanapeczki, opowiadala historyjki, straszyla, prosila, plakala...ale jedyna sluszna metoda bylo zostawienie mnie w spokoju. Dziecko w domu, w ktorym jest jedzenie, nie umrze z glodu:). Ja nie umarlam, po tych dwudziestu kilku latach jem wszystko, i dziekuje mojej mamie, ze mnie nie zmuszala do jedzenia!
    kingajarzabek@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  13. Moim sposobem jest odkrywanie jaki rysunek jest na dnie talerzyka. Dzieci są zawsze ciekawe który rysunek trafił się tym razem i szybko zjadają zupki.
    Pociąg z kanapki i leci samolocik do hangaru też często działają.
    powiemtak@info.pl

    OdpowiedzUsuń
  14. A ja proponuję wychowywanie od razu na "jadka" ;) czyli nie zmuszanie do jedzenia, a za to podsuwanie co jakiś czas nowych smaków. Nie zje za pierwszym razem? Nie ma sprawy, nie musi, spróbujemy znowu za parę dni... Tak można nauczyć jeść wszelkie warzywa, owoce, i inne pokarmy "trudne" bo nie słodkie. Podobno w ogóle na początku dzieci mają tylko kubki smakowe wyczuwające smak słodki, a innych trzeba ich właśnie nauczyć... U nas to na razie działa.
    I jak ktoś stwierdził wcześniej, dziecka się nie zagłodzi, jeśli raz na jakiś czas opuści któryś posiłek. Jeśli nie będzie w między czasie napychać się słodyczami, to niedługo później samo zje z apetytem następne danie.

    Aha, i co jeszcze działa: nazywanie inaczej, innym słowem. Moje dziecko, kiedy słyszy "mięso", od razu jest niechętnie nastawione, ale kiedy określę to samo jako "kiełbaska" albo "wędlina", to przynajmniej spróbuje czegoś, co zwykle od razu by zignorowało... A niekiedy nawet okazuje się, że to "mięso-niemięso" całkiem smaczne bywa.

    hgetinger@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. Jako dziecko byłam okropnym niejadkiem - w co bardzo trudno mi dziś uwierzyć :) Nie dość, że jadłam tylko kilka określonych potraw, to jeszcze i do nich potrzebowałam dodatkowej zachęty. Mama zaopatrzyła się więc w zestaw talerzy z kolorowym malunkiem przedstawiającym krasnale na dnie każdego talerzyka. Za każdym razem podczas jedzenia posiłku miałam więc motywację aby zjeść całość bo inaczej krasnoludek nie będzie mógł wyjść na powierzchnię :)

    Pozdrawiam!
    ryba022@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  16. Oto jak ja zachęciłam 4-letnią Zuzię, dziewczynkę, której opiekunką jestem do jedzenia. Mała nie chciała jeść, mieszała jedynie w talerzu. Raz zaprosiłam ją do wspólnego gotowania a przede wszystkim próbowania- ułożyłam na stole warzywa, owoce, szyneczke, ser i podczas przygotowywania jedzenia podawałam jej kawałki jedzenia do próbowania. mówiła ze to jest dobre, a to jej nie smakuje- i tego już nie dodawałyśmy. a przygotowany posiłek z jej udziałem musiał być zjedzony :) pomysł podpatrzony u superniani i zadziałał :)

    Pozdrawiam serdecznie!
    kikka066@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  17. tak czytam te komentarze i przypomniało mi się jak miałam jeść zupę która nazywała się "kasza" no i nie chciałam jej jeść bo nie lubię więc następnym razem jak była ta zupa to Mama powiedziała mi że to "krupnik" więc wpałaszowałam całą porcję (długo mi to przypominali a szczególnie jak był krupnik na obiad)

    OdpowiedzUsuń
  18. Sama jeszcze nie mam dzieci, ale mam spore doświadczenie w tej sprawie a nawet udział w wychowaniu młodszego rodzeństwa i kuzynostwa. Każde z tych dzieci było inne. Jedno jadło z apetytem, aż się uszy mu trzęsły. Trzeba było uważać przy liczeniu dokładek.. :). Inne znowu grymasiło, a trzecie po prostu było klasycznym niejadkiem.

    Moje zdanie? Jak obserwowałam te dzieci, to widziała, że każde z nich ma swój sposób, by dostarczyć organizmowi to, czego potrzebuje. Pierwsze dawało wyraźne znaki, że potrzebuje "paliwa", by móc funkcjonować. Z nim nie było problemów. Drugie dziecko grymasiło. Raz, że nie lubi "tego czy tamtego", drugi raz, że po po prostu nie chce tego ale chce słodkie. No i tu było gorzej. Czy namawiałam? W zasadzie nie poddawałam się tak łatwo. Dziecko jest takim samym człowiekiem jak ja. Tyle, że ta potrafię "uargumentować" moje niejedzenie czegoś, a dziecku wpiera się, że ma jeść. Ja dawałam mu szansę, by mi udowodniło, że nie chce jeść: miało spróbować kilka razy, czy aby na pewno nie smakuje albo nie lubi. Może mam siłę przebicia, ale na pewno nie krzyczałam i nie zmuszałam. Po prostu kategorycznie powiedziałam jaka jest sprawa: dziecko próbuje kilka razy i jak mu nie podchodzi, to nie daję mu. Ja też mam "takie swoje", których nie lubię. Dlatego zawsze dawałam drugą możliwość: a może zjesz [nazwa innej potrawy, koniecznie całkowicie innej od tej, którą teraz chciałam, by jadło]. I to często skutkowało. U mnie w domu mama często pytała na co mamy ochotę, albo czy jeśli zrobi coś takiego, to zjemy. Chciała, byśmy jedli ze smakiem a nie zmuszali się, bo akurat to jest.

    Ale najtrudniejszym przypadkiem był mój brat. Od samego początku bardzo trudno dawało mu się jeść. Oczywiście najbardziej skutkowało pokazywanie książeczek. Ale starałam się nie za często stosować tę metodę: dziecko od początku powinno (wg mnie) nauczyć się świadomego jedzenia. To sprawia,że widzimy na bieżąco ile zjadamy, myślimy o tym i szybciej do mózgu dociera informacja, ze już jesteśmy syci. A to zapobiega nadmiernemu przejadaniu się - czyli prostej drogi do nadwagi. Oczywiście dziecko na początku nie ma świadomości, że ból brzucha jest z głodu i nie wie, ze ma jeść i musimy dbać o regularne posiłki. Ale potem, kiedy już dziecko może dawać sygnały, że chce/nie chce jeść, trzeba dbać, by miało szansę nam powiedzieć "stop", bo może sami oprowadzamy do stanu,ze dziecko je dalej, bo ogląda tv, choć już się najadło. Dlatego u mnie najlepiej skutkowały opowieści. Brat był współtwórcą a ja tylko nakręcałam akcję. Wymyślaliśmy wspólnie bohaterów - potem już był jeden na stałe, który miał przygody. Często związane z jedzeniem, ptrawami, które jedliśmy. On też potem towarzyszył przy opowieściach na dobranoc.

    OdpowiedzUsuń
  19. Na mnie sposób był tylko jeden. Mama opowiadała mi bajki o potrawach tudzież produktach właśnie jedzonych: o dziewczynce, która niosła klops przez las, taki samiusi jak właśnie mama mi zrobiła, albo o marcheweczce która uciekła z naszego ogródka, a właśnie ją jem z groszkim itp. Magia, prosiłam, żeby mi mama zrobiła na obiad ziemniaczki, żeby tylko usłyszeć o nich bajkę ;)
    krecimail@onet

    OdpowiedzUsuń
  20. Zapomniałam dodać, że brat, kiedy żadne opowieści nie pomagały, szedł się bawić dalej i przychodził sam, kiedy był głodny. Zasada była jednak: musiał zjeść śniadanie. Ale z tym nie było problemu, bo po nocy najczęściej śniadania jadł. Czasami nawet jak dłużej nic nie jadł, to przychodził prosić o jedzenie, którego zjadał w całkiem przyzwoitej ilości. A dam sobie rękę uciąć, że nie zjadłby nawet połowy tego, gdybym w niego wmuszała.

    OdpowiedzUsuń
  21. Skleroza... mój e-mail:
    mollisia@gazeta.pl

    OdpowiedzUsuń
  22. agus

    jak się cieszę, że trafiłam na konkurs, bo jak tylko dzień-dwa nie zajrzę do Chochelek, to zaraz tu zabawa na całego, a ja spóźniona:)

    Mój synek je tak, że martwię się, że kiedyś zje mnie;)
    Jeśli miałoby się coś kiedyś zmienić z jego apetytem, to oswajałabym go ze składnikami potraw. Zakupiłabym plastikowe, pluszowe owoce, warzywa, książeczki o nich, zabawki - zestawy małego kucharza:) A głównym punktem całego mojego projektu byłoby wspólne gotowanie! Niech dziecko czuje, że ma wpływ na to, co do gara wrzucone (oczywiście byłyby również pewnie pomysły nie do zaakceptowania przeze mnie:) Jeśli poczuje, że jest również twórcą, to chęć zjedzenia mocno wzrośnie.

    pozdrawiam!
    agus

    julietta83@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja sposób już mam, ale jeszcze nie wypróbowany, bo to właściwie pomysł pojego synka;) Pokazałam mu te sztućce, które są nagrodą, wytłumaczyłam o co chodzi w konkursie i zapytałam czy coś wesołego napiszemy. A synuś odpowiedział, żebym napisała, że "jak on wygra to takim ładnym widelcem zje nawet całego ziemniaczka i obiecuje, że raz ugryzie kotleta". Rozbawił mnie bardzo! Tak wygląda w oczach dziecka "sposób na niejadka".
    Pozdrawiam.
    emiliamysko@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  24. Metod mam kilka, ale nie zawsze każda z nich jest skuteczna, bo nie i już. Ale chyba największą frajdę sprawia mojej córce, kiedy podam jej danie w jakiś ciekawy sposób, np z ziemniaków zrobię bałwana, którego postawię na kotlecie. Czasem pomaga sprawdzona jeszcze przez moich rodziców na m nie zabawa w samolot (ale wiek już trochę mało stosowny to tego). Dość dobrą zachętą na zjedzenie obiadu jest też deser w postaci smakołyka.

    lisianora
    lisianora@vp.pl

    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  25. najważniejsze to nie zmuszac do jedzenie, ponadto warto też ograniczyć przekąski, ustalic pory posiłków i ich się trzymać.

    Wydaje mi się że dobrze jest jeść z dzieckiem. Dziecko czuje się ważne jedząc z mama czy tatą, no i czasami jedzenie z talerza mamy jest bardziej interesujące niż z własnego talerza.
    Trzeba też pozwolić dziecku na jedzenie (do pewnego wieku) rękami - inaczej wtedy czuje konsystencję czy temperaturę, poznaje jedzenie). Ja pozwalam też mojemu synowi na małe ekstrawagancje np. łyżeczkę samego masła bo ma ochotę spróbować czy zjedzenie na obiad samego makaronu bo nie chce sosu.
    Najważniejsze co kiedys usłyszałam to, że zdrowe dziecko nie da się zagłodzić a niejadki wychowujemy my.

    spkate@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  26. moje bachorki jedzą raczej niechętnie i "karmienie" polega na szeregu podstępów i wymyślanek.. Kanapki mają kształty gwiazdek, kółek, reniferów, mają piękne oczy i buźki, ale gorzej z obiadem, tu muszę pokombinować z układaniem fajnych rzeczy na talerzu, brokułowe słońce itp.

    OdpowiedzUsuń
  27. Nasze dzieci są w prktyce "uzależnione od słodyczy" (wiem wiem nasza wina) więc najbardziej skuteczne jest objecanie czegoś słodkiego po obiedzie.

    pestka210@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  28. Trzeba to jedzenie jakoś "ulepszyć" ;) Dobrym sposobem jest wspólne gotowanie z dzieckiem by mogło zjeść to, co samo przygotowało ;)Albo można zastosować groźbę, że jak nie zje, to się z nim nie pobawimy ;) To już taka konieczna ostateczność ;)Ale zawsze skutkuje ;P
    Pozdrawiam :)

    kubuskaczor11@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  29. Mnie ten problem na szczęście nie dotyczy. Młody jada prawie wszystko z wyjątkiem czekolady :))) Ale jak sama byłam mała to byłam takim niejadkiem, że momentami jadłam tylko suchy chleb. Moja mama stosowała wtedy "magiczne sztuczki" i zmieniała nazwy potraw. I tak znienawidzona fasolka po bretońsku przemieniona za pomocą dodatku z plasterków ogórka kiszonego stała się moja ulubioną "zupą a'la Klakier" :)
    Pozdrawiam - Kaśka
    kasiek.orfi@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  30. A u nas z kanapek robione są wagoniki jak w wierszu Lokomotywa. I dodatkowo Mała sama wymyśla pasażerów wagoników. I wtedy jedzenie idzie nieżle :)
    efka53@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  31. Muszę spróbować tych wagonów z kanapek :) u mnie sprawdzają się talerzyki i kubek, które maja na dnie namalowane ulubione postaci z bajek. Musimy wtedy szybko ratować misia z sosu lub wypić kubek mleka, żeby zobaczyć różowego słonia :)

    nikkades@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  32. U nas nie ma tego problemu. Może po części dlatego, że nie zmuszamy dzieci do jedzenia. Często robimy tzw. szwedzki stół, na którym można znaleźć mięsa, sery, warzywa, jogurty. Wszystko kolorowe, w małych miseczkach. Dziecko samo może zjeść to, na co ma ochotę. Czasem tylko kawałek papryki ;)
    magda.pajakowa@gmail.com

    OdpowiedzUsuń

Related Posts with Thumbnails
/*Google anatytics */